Kapitan Orvil A. Anderson był na miejscu od początku. Pod jego mądrymi wskazówkami obóz szybko rozwinął się z prawie opustoszałego miejsca w małą wioskę liczącą ok. 100 mieszkańców.

W przeciągu kilku tygodni, ta wioska miała już swój system odwadniania, ulice z trocin, wodę bieżącą, dwa elektryczne systemy oświetlenia, oczyszczalnie ścieków, miejsca parkingowe, porządkowych do ruchu ulicznego, szpital i pogotowie. Był tam nawet oddział strażacki z pełnowymiarowym wozem, dwoma profesjonalnymi strażakami, dużą liczbą gaśnic i załogi wolontariuszy obsługujące je, zapewniając bezpieczeństwo przy obsłudze i używaniu dużej ilości łatwopalnych gazów. Obowiązywał zakaz palenia w pobliżu cylindrów z hydrogenem.

Trzy linie telefoniczne i dwie stacje radiowe dbały o kontakt ze światem zewnętrznym. Były tam także dwie linie telegraficzne przesyłające informację pogodowe z punktów tak odległych jak Alaska, Kuba czy Islandia. Specjalną stację pogodową utworzono w obozie, przy współpracy z amerykańskim biurem prognoz, oddziałami łączności i oddziałami powietrznymi, uporządkowywano pełne informacji prognozy przy współpracy z sześcioma najważniejszymi stacjami pogodowymi w USA.

Dwa tygodnie po utworzeniu bazy wyleciałem z Waszyngtonu zabierając kilka ważnych urządzeń. Kilka dni później major William E. Kepner przyleciał do miasta Rapid i nasza załoga była w komplecie.

Wagony towarowe z ładunkami i ciężarówki pełne urządzeń koniecznych do lotu do stratosfery zbierały się w Stratocamp przez wiele tygodni. Trzy wagony wypełnione ciężkimi stalowymi cylindrami zawierającymi skompresowany wodór przyjechały do miasta Rapid. Dzięki hojnej współpracy narodowych gwardzistów płd. Dakoty i ich flotą ciężarówek, te tony stali były wkrótce schludnie uporządkowane na brzegach obozu.

Gondola nadjechała ciężarówką po 1000 milowej podróży z Midland, Michigan i została umieszczona w przestronnym magazynie „gondolowym”, którego cały przód mógł zostać otworzony. To miejsce stało się naszym warsztatem.

Kilka dni później kolejna ciężarówka przywiozła cały balon, który ważył ok. 2.5 tony, był on uważnie spakowany w wodoodporny kontener. Pudło umieszczono na bloczkach w centrum na wypoziomowanym terenie naszej bazy, był on chroniony przed słońcem i deszczem namiotem z płótna, miał tam pozostać aż do dnia pompowania.

URZĄDZENIA PRZYBYŁY SAMOLOTEM

Największa ciężarówka ze wszystkich, która krążyła po wąskich uliczkach do doliny obozu nadjechała następnego tygodnia – ciężarówka z generatorem płynnego tlenu Wojsk Powietrznych. Ciężarówka dostarczyła niezbędny ciekły tlen używany do wytworzenia powietrza, którym można by było oddychać w gondoli w stratosferze.


Kilka ładunków powietrznych przybyło do miasta Rapid; codzienne ładunki i „wyraziste” paczki przybywały do obozu, ich zawartość była bardzo różna, były to różne urządzenia warsztatowe, maszyny a także lampy próżniowe (elektronowe).

Przez wiele tygodni warsztat z gondolą był głównym miejscem pracy i centrum wszelkich zajęć które czasem zaczynały się nawet o 4 rano,  a kończyły czasem nawet o 21. Nasze liczne urządzenia i części ważnego wyposażenia musiało być zgromadzone, sprawdzone, niektóre zmienione i wszystkie solidnie przymocowane do miejsc do tego przeznaczonych albo na różnych półkach gondoli, albo zwisające z dachu gondoli.

Ostatnie prace przygotowawcze trwały do 9 lipca. Od tego dnia mogliśmy wylecieć każdego dnia, jeśli tylko wszystkie urządzenia się sprawdzały. Ale ważne było by wylecieć podczas tych specjalnych i niestety rzadkich warunków atmosferycznych, który by pokrywały cały teren 700 lub 800 mil na wschód.

Fotografia odgrywała ważną rolę w pracy podczas planowanych 12 godzin w górze, a dla satysfakcjonujących fotografii potrzebne było bezchmurne niebo i dobra widoczność. Tylko szeroki obszar wysokiego ciśnienia mógł zapewnić takie warunki, a my byliśmy zdeterminowani i czekaliśmy na takie wysokie ciśnienie, nawet jeśli zajęłoby to całe lato.
 
6
 
Ten naukowo zaprojektowany materiał ząbkowany bezpiecznie wspierał 4 i pół tonowy ładunek.
Z pętli na końcach 160 naszywek tej „dolnej nośnej powłoki balonu” rozciągały się liny które podtrzymywały gondolę z ładunkiem mężczyzn i urządzeń. Ta ważna część wyposażenia nie zniszczyła ani nie rozerwała się, lecz trzymała się mocno włókna i lin nawet po rozszczepieniu się powłoki górnej po eksplozji. Mała lina jest zaszyta w zakrzywione krawędzi ząbkowane, które są utworzone w formie matematycznego zakrzywienia znanego jako „łańcuchowy”. Ten kształt służy do stworzenia równego dolnego ciągnięcia górnego włókna.
Nikt z nas nie liczył czasu. Otworzyliśmy hangar z gondolą jak każdego poranka i zajęliśmy się robieniem testów i tworzeniu mniejszych, czasem większych, poprawek lub ulepszeń urządzeń.

Dr. Lyman J. Briggs i Dr. W. F. G. Swann współpracowali podczas tego okresu oczekiwania w budowaniu odwilżacza, które miało wyciskać nadmiar wilgoci z gondoli. To był całkowity sukces, który wpłynął na nasz komfort i wydajność, podczas włazy w gondoli były zamknięte.

Major Kepner przeniósł swoje długie balonowe doświadczenie i wiedzę meteorologiczną na problemy pogodowe poprzedzające 9 lipca. O 10 każdego ranka i o tej samej godzinie każdego wieczoru, bieżące mapy pogodowe były uzupełniane przez obozową załogę pogodową pod kierownictwem Pana V. F. Jakl z biura prognoz USA.

Major Kepner zagłębiał się nad tymi mapami wraz z obsługą pogodową, jak tylko one były osiągalne, szukając pomyślnych wskaźników na zachodzie i na płn. zachodzie, gdzie wysokie ciśnienie mogło być kilka dni wcześniej zanim oni mogli dotrzeć do Stratocamp.

Wszyscy zainteresowani wyprawą – naukowcy, cały personel obozowy i korespondenci prasowi opisujący lot – zdawali sobie sprawę, że pogoda jest ostatecznym i koniecznym składnikiem potrzebnym do wykonania lotu do stratosfery; więc obserwowaliśmy pogodę dwa razy dziennie, rytuałem stało się badanie map z największym zainteresowaniem. Dzień po dniu, wieści przychodzące z „pokoju pogodowego” były odrażające.

WRESZCIE POGODA JEST W PORZĄDKU!

Wreszcie, 27 lipca, długo oczekiwany obszar wysokiego ciśnienia przybył z zachodu i obiecywał na następne dni warunki których oczekiwaliśmy na Stratocamp i na wschodzie. Kiedy w południe Major Kepner ogłosił oficjalnie, że pogoda była odpowiednia do lotu i że nadmuchiwanie rozpocznie się tego wieczoru, cały obóz został zelektryzowany i podekscytowany pracą.


Goście nie mogli poruszać się po obozie, jedynie ci którzy były przeznaczeni do wykonywania określonych prac, mogli się poruszać po obozie. Otworzono skrzynie z balonem i wielką pełną różnych wzdęć i zagięć masę tkaniny rozprzestrzeniono na okrągłym, pokrytym trocinami, chronionym płótnem podłożu, które było specjalnie po to przygotowane.

Nadjeżdżało coraz więcej autobusów z żołnierzami z Fort Medea. Była to obsługa naziemna która miała trzymać balon „na uwięzi” podczas gdy napełniano balon wodorem.

W hangarze z gondolą, ci którzy zajmowali się urządzeniami byli bardzo mocno zajęci. Opracowano ostateczny plan, rozdzielono minuty, specjaliści, jeden po drugim wspinali się na czarno-białą kulę by zainstalować baterie i ostatecznie nastroić urządzenia.

NADMUCHIWANIE GIGANTYCZNEGO BALONU

Na wszystkich frontach przygotowania postępowały jak w zegarku. O zmierzchu urządzenia i oświetlenie poustawiane w wielkim okręgu zostały włączone i chwilkę później wodór zaczął przedostawać się przez rury z płótna do rozległego żołądka balonu.


Przed 2 rano zakończona nadmuchiwanie. Przymocowany do ziemi smukłymi linami, wielki balon wznosił się nad głową, był to piękny widok, jak góra balonu zatopiona w mglistych cieniach ponad promieniami reflektorów. Pogoda była idealna. Nie wykrywano prawie wcale ruchu na akrach materiału.

Bardzo szybko przytoczono gondolę pod grupę środkowych lin i zaczęto trzygodzinną pracę nad przywiązywaniem gondoli do balonu.


Tuż przed 5 pozostało już kilka nielicznych zadań do wykonania – ostrożne umieszczenie końcówek lin przy wentylu i lin, dzięki którym można by natychmiastowo wypuścić gaz z balonu. Przymocowano także mały worek pocztowy i ładunek z ciepłymi ubraniami i spadochronami.


W takim worku pocztowym znalazła miejsce poniższa unikatowa przesyłka, którą udało mi się zdobyć, a która to jest rzadkością na rynku filatelistycznym.

7

8