Zawody Gordon Bennetta skupiają najlepsze balony gazowe na świecie, a tym samym najlepszych baloniarzy, którzy konkurują ze sobą na prostej zasadzie: każda drużyna, którego balon wyląduje najdalej od punktu startowego po średnio 3-4 dniach nieprzerwanego lotu, wygrywa.
I tak to miało miejsce w tym 2019 roku we Francji.
Każda załoga startowała z tego samego miejsca z tą samą ilością gazu. Start balonów odbył się w piątek 13 września o godzinie 18:30 z lotniska w Courcelles-lès-Montbéliard. Załogi wystartowały jedna po drugiej, na dźwięk hymnu narodowego, z kilkuminutowym opóźnieniem między każdym odlotem.
Format wyścigów niewiele się zmienił od jego pierwszej edycji rozegranej 112 lat temu. Po starcie, wykorzystując balony na wodór o pojemności 1000 m3, piloci mogą lecieć do 80 godzin. W zależności od wiatru zawodnicy będą mogli polecieć zarówno do Portugalii, jak i do krajów wschodnich. Każda załoga musi żyć, jeść, spać, pracować i przebywać razem na przestrzeni nie większej niż 1,5m x 1,5m. O kierunku lotu balony decyduje wiatr, który ma różne kierunki na różnych wysokościach. Zadaniem zespołów jest znalezienie najlepszych wiatrów, aby pokonać najdłuższy dystans w europejskim obszarze zawodów. Zwycięską balonową drużyną będzie ta, która pokona najwięcej kilometrów w powietrzu, bez ograniczeń czasowych. Zgodnie z regułami tego wyścigu odległość jest obliczana w linii prostej od startu i punktów lądowania.
12 września piloci rozpoczęli przygotowania balonów do zawodów. Tego dnia odbył się też briefing pilotów oraz ceremonia otwarcia. W dniach 13-15 września na lotnisku w Courcelles-lès-Montbéliard we Francji odbyła się Fiesta, na którą przygotowano wiele atrakcji.
Polskę reprezentowały dwie załogi balonowe w składzie:
- • Mateusz Rękas i Jacek Bogdański (POL-1),
- • Krzysztof Zapart i Adam Ginalski (POL-2).
Załoga POL01 jest dobrze znana. Piloci nie po raz pierwszy będą startowali w tych prestiżowych zawodach. W 2018 roku wygrali 62. edycję Pucharu Gordona Bennetta. Pokonali dystans 1145,29 km. Było to szóste zwycięstwo polskiej załogi w całej historii tych zawodów.
Krzysztof Zapart – pilot dowódca (załoga POL-2) – dobrze znany fanom sportu balonowego, również nie po raz pierwszy wystartuje w tych zawodach. W 2018 roku zajął w nich IV miejsce. Trzykrotnie był zdobywcą II miejsca w pucharze Ameryki! W tym roku podczas rywalizacji Krzysztofowi będzie towarzyszył jako co-pilot kpt. Adam Ginalski – absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, dowódca klucza lotniczego i instruktor w 42 Bazie Lotnictwa Szkolnego w Radomiu. Był członkiem Zespołu Akrobacyjnego Polskich Sił Powietrznych „ORLIK”. Od 2001 roku jest związany z radomskim lotniskiem wojskowym w Sadkowie. Pilot balonów – był m.in. szefem krośnieńskiego Cellfast Baloon Team oraz instruktor szybowcowy.
W drugim rzędzie od lewej siedzą polskie załogi POL-2 (w strojach „jedynki”) i POL-1. Myślę, że tu krótkie wyjaśnienie odnośnie sytuacji będzie potrzebne. Nie jest to filatelistyczny temat, ale fakt do wiadomości kolekcjonerów aby poprawnie opisać przewiezione przesyłki pocztowe. Myślę, ze oba zespoły zasługują na Jedynkę, oba są silne i w przyszłym roku już we Wrocławiu, pokażą na co ich stać. Aby trochę rozjaśnić ten problem nazwę zespoły:
Mateusz Rękas i Jacek Bogdański (POL-1).
Krzysztof Zapart i Adam Ginalski (POL-1/2).
A, że trochę poszło nie tak, to Pan Krzysztof Zapart powiedział w rozmowie ze mną „to jest sport nie ma problemu z niepowodzeniami, lot był wspaniały i fascynujący”.
Balony na starcie.
Balon zespołu 1 przed startem.
Balon zespołu 1/2 przed startem.
POL-1 na starcie.
Nasza ekipa, POL-1 z Jackiem Bodgańskim i Mateuszem Rękasem po pokonaniu 127 km znajdowała się na zachód od Strasburga. Jak napisał Mateusz Rękas na swoim profilu: "Ponad 30 godzin za nami. Wszystko idzie. Zgodnie z planem i w końcu nabieramy prędkości!".
Załoga POL-1 po pokonaniu 308 km o 19.35 musiała lądować na północny zachód od Augsburga w Niemczech. Aktualnie zajęła 17 miejsce. Powodem był wydany zakaz przelotu nad lotniskiem w Monachium.
POL-1/2 po starcie.
Według opublikowanych ostatecznych wyników przez FAI, TEAM-1/2 znalazł się na 20 pozycji.
Krzysztof Zapart po zawodach:
„Przyjaciele i kochani kibice - dziękujemy za w wasze wsparcie z całego serca!!!
Dziekujemy, dziekujemy,dziekujemy!!!
Podczas naszego lotu nad alpami nasz transponder przestał działac- nie wysyłal sygnału i stacje kontli lotów nie widziały naszej pozycji, przez to musieliśmy lecieć niżej na 13000 ft zamiast zamierzonych 16000 i więcej , tak aby odlecieć dalej na wschód. Na niższej wysokości wiatr kierował na Mediolan i jego TMA z zakazem dla balonów co było opublikowane w dokumentacji lotniczej, po rozmowach z ich controlerami i braku zgody na przelot po analizie struktury wiatrów na następne 24 h zdecydowalismy sie zakończyć lot, w dobrych warunkach, za dnia z 230 kilogramami balastu po lądowaniu. chcieliśmy walczyć, byliśmy przygotowani- brakło szczęścia !
Blue skies !”
Zespół Pol-1/2 z prezesem AP p. J. Makulą
Jaki przebieg miał lot „ekipy pierwszej” w czasie zawodów – Mateusz Rękas tak to przedstawił:
Zaczniemy na „słodko” bo taka była zdecydowana większość naszej przygody. Na zdjęciu oprócz mnie i Jacka - nasz sztab meteorologiczny. Iwona Lelątko. Jacek Barski i Rafał Kielar.
To te osoby zaprowadziły nas w zeszłym roku do zwycięstwa. W tym roku spali nawet mniej od nas, prowadzili nas za rękę przez cały lot. To oni stworzyli strategię, która w pewnych momentach okazywała się nawet lepsza od zwycięskich ekip Szwajcarów czy Francuzów. Przezywali ten lot razem z nami. Jestem im ogromnie wdzięczny za to ile serca włożyli w ten lot.
…………. Zaczynamy w czwartek. W niezwykłym muzeum Peugeota ceremonia rozpoczęcia, a następnie losowanie kolejności startowych. Wyczuwać napięcie. Z Jackiem uważaliśmy, że start jako jedna z pierwszych ekip przyniesie nam wiele korzyści. Po pierwsze - szybkie tankowanie balonu co da nam więcej czasu na odpoczynek i ostatnie szlify strategii, po drugie - korzystniejsze warunki meteorologiczne, które miały się zmieniać na niekorzyść późniejszych ekip. Z tym okazało się być zupełnie na odwrót, ale o tym trochę później.
Udało się! Zatankowaliśmy się jako pierwsza z ekip. Obyło się bez żadnych problemów, a chyba każdy kto miał do czynienia z gazowcami wie. że te się często zdarzają. Przykładem może być ekipa Hiszpańska, której balon rozdarł się w pół dosłownie na naszych oczach. Czas jednak pokaże, że to prawdziwi fighterzy i dzięki uprzejmości Niemieckich pilotów - dostali zastępczy balon którym następnie pokonali pół Europy.
Jesteśmy gotowi. Większość sprzętu zapakowana, reszta ekip kończy stawiać swoje balony. Start został lekko opóźniony ze względu na oczekiwanie na Hiszpanów, ale to nie problem. Im bliżej godziny startu tym czuć większe napięcie. Jak widać jesteśmy w licznym gronie rodziny i przyjaciół których pomoc w doniesieniu balonu na podest startowy okazała się bezcenna.
………………….
Startujemy. Odważamy balon, żegnamy się z ekipą i startujemy w towarzystwie hymnu. Po chwili następuje cisza, która towarzyszy nam przez najbliższe dni.
Pierwsza noc jest magiczna. Lecimy często w niewielkiej odległości od naszych przyjaciół z całego światła. ……..
Noc przebiegała dosyć spokojnie chociaż nie bez wyzwań. Cały czas walczyliśmy o kierunki północne. Kierunki na zachód i na południe mogły się skończyć brakiem możliwości realizacji planu.
Tak było w przypadku kilku ekip. Jednak pod koniec nocy byliśmy najbardziej wysuniętą na północ załogą, można by rzec. że „na prowadzeniu”
Wschód słońca. Często wyczekiwany po chłodnej nocy. Nie jest on obojętny również dla balonu. Noc pozwala na stabilny lot na niemal dowolnej wysokości. Słońce powoduje, że gaz w balonie wygrzewa się stosunkowo szybko do temperatury ok. 50 stopni C. ten zmniejsza swoją gęstość a co za tym idzie zwiększa wyporność. Balon stopniowo wędruje do "sufitu" czyli punktu w którym balon jest pełny i zaczyna wypuszczać nadmiar gazu.
O poranku nastroje mieliśmy świetne. Wszystko szło zgodnie z planem, nawet udało nam się chwilę przespać. Ten dzień okazał się dla nas jednak dosyć sporym wyzwaniem. Na wysokościach do ok. 2000 metrów czuć oddziaływanie prądów termicznych i zmian temperatury na Ziemi. Co za tym idzie - balon co chwile wytrącany jest ze swojej równowagi. Wędruje góra - dół. ciężko go momentami opanować bez utraty cennego balastu.
Jednocześnie szukamy korzystnych dla strategii kierunków. Nie mogliśmy doczekać się wieczora, wychłodzenia i stabilnej atmosfery.
Zachód słońca. Noc bez większych problemów. Robimy 3 godzinne warty i śpimy jak nigdy w historii naszych startów. Wypoczywamy ile możemy, bo na ten moment wiemy, że jeszcze 50-60 godzin lotu przed nami.
Pierwszy dzień rozpoczynamy wysoko. Od wysokości około 4000 metrów. Aparatura tlenowa nie jest jeszcze niezbędna, ale już przydatna. Długotrwały lot na tych i większych wysokościach potrafi być obciążający bez wcześniejszej aklimatyzacji. Myśleliśmy nad tym. ale rzeczywistość pokazuje, że ciężko to zorganizować, zwłaszcza w środku sezonu w balonach na ogrzane powietrze
Okolice Strasburga. Miły głos kontrolera informuje nas. że 1000 stóp (300 metrów) nad nami będzie przelatywał samolot. Chwilę później kolejny... Da się?
Strasburg z góry zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jedno z piękniejszych miast nad którymi miałem okazję lecieć. Lot przebiegał spokojnie, kierunek i prędkość odpowiednie, więc znaleźliśmy chwilę na zdjęcia…..
Chmury. Cumulusy. niegroźne, ale w naszym sporcie nie można ich lekceważyć. Po pierwsze dostanie się w nie powoduje szybkie wychłodzenie balonu. W sekundy temperatura w balonie spada o kilkadziesiąt stopni. Spada nasz udźwig, musimy zużyć balast żeby wyhamować opadanie. Zaraz po tym wychodzimy na słońce, balon się wygrzewa i balon jest nieraz kilkaset metrów wyżej niż zamierzono. Powtórzyć tę sytuację 3 razy i jest po locie. Po drugie, nawet te niepozorne chmury potrafią rzucać balonem jak piłką pingpongową.
Tracimy kontrolę. Branie pod uwagę chmur, ich wysokości i gęstości jest kluczowe w opracowywaniu strategii. Nawet niewielkie pasmo cirrusów potrafi nam wychłodzić balon i zmusić do utraty balastu. Musimy to brać pod uwagę.
Okolice Strasburga. Mijamy kolejne duże lotnisko bez żadnych problemów. Podejmuję decyzję o locie przez Monachium. Próba ominięcia go oznaczała by wypadnięcie z trasy lotu. oraz kosztowała by nas balast, który przecież musieliśmy oszczędzać na kolejne kilkadziesiąt godzin lotu.
W głowie mamy w zasięgu dwa rekordy Polski i walkę o podium i zwycięstwo.
Początek końca, chociaż wcale się na to nie zapowiadało.
Monachium. Niestety, to nie zdjęcie z tego roku, ale lataliśmy nad tym portem lotniczym już kilkukrotnie w ostatnich latach. Na około godzinę przed dojściem do TMA lotniska które rozciąga się od Ziemi do „unlimited” zostaliśmy spytani przez kontrolera ruchu o nasze zamiary.
- „Chcemy utrzymać wysokość ok. FL120. Lecimy 40 km/h. Aktualny kierunek to 085 ale w najbliższym czasie spodziewamy się zmiany na 090”
- „Odezwę się za chwilę”.... „Nie macie zgody na wlot w tę strefę”
Zabrzmiało to jak wyrok, ale rozpoczęliśmy negocjacje.
- „Możemy wznieść się lub opaść na dowolny wskazany pułap i utrzymać go przez najbliższe
godziny. Jeżeli zejdziemy niżej zahaczymy tylko o północną strefę Bravo”
- „Odezwę się za chwilę”. „Spodziewamy się dużego ruchu w godzinach waszego przelotu, nie macie zgody na wlot”
- „Próba lądowania teraz może być niebezpieczna, mamy Transponder mode S. dostosujemy się do każdego polecenia, wskażcie tylko wysokość”
- „Jesteście uczestnikami Pucharu Gordona Bennetta?”
W tym momencie odzyskałem nadzieję...
- „Tak. bierzemy udział w wyścigu i chcielibyśmy móc go kontynuować”
- „Nie wpuściliśmy Francuzów, byłoby niesprawiedliwie gdybyśmy pozwolili wlecieć wam”
…………..
Brak słów. Wentylujemy balon, żeby zawalczyć o zmianę kierunku, tracimy wysokość, balast, z czasem nadzieję, że da się tę sytuację jeszcze uratować. Lądujemy, na skraju lasu.
Nie obyło się bez przygód. Dwa worki z balastem zastaliśmy zawieszone na czubkach drzew. No cóż, chwilę tam powiszą. Profesor baloniarstwa gazowego Tadek Bohojło na ostatnich lotach treningowych mówił, że jeżeli przy lądowaniu nie ma piasku w zębach, to lądowanie nie było poprawne.
Gdyby mógł obserwować nasze tegoroczne lądowanie na pewno dostalibyśmy z Jackiem po 5+
Wracamy do domu. Na trasie w Krakowie spotykamy się a naszym sztabem meteorologicznym z załogą w pełnym składzie. Jest ogromny niedosyt, ale patrzymy na pozytywne strony tego co zaszło.
Jesteśmy bogatsi o kolejne doświadczenia i po raz kolejny walczyliśmy jak równi z równym ze światową czołówką. No i najważniejsze...
...Za rok walczymy u siebie Dzięki wszystkim za kibicowanie i liczę na to, że zobaczę was wszystkich za niecały rok, najprawdopodobniej we Wrocławiu podczas 64 Pucharu Gordona Bennetta.
Ale póki co zasłużony odpoczynek. Wkrótce wyjazd na ceremonię zakończenia a później przygotowania na Mistrzostwa Europy na Majorce.
Przesyłka pamiątkowa z zawodów Gordon Bennetta załogi Mateusz Rękas i Jacek Bogdański (POL-1).
Przesyłka pamiątkowa z zawodów Gordon Bennetta załogi Krzysztof Zapart i Adam Ginalski (POL-1/2).
Wspaniałą galerię zdjęć zawodów przysłał mi Pan Krzysztof Zapart, aż dech zapiera.
Panowie piloci Mateusz Rękas i Jacek Bogdański wydali piękne kartki pocztowe dla upamiętnienia zawodów GB 2019.