I Mistrzostwa Świata Balonów Gazowych
Od 10 do 19 września 1976 roku odbyły się I Mistrzostwa Świata Balonów Gazowych. Był to okres kiedy zawody Gordon Bennett przez kilka lat nie odbywały się i trzeba było je zastąpić innymi, co też uczyniono rozpoczynając cykl zawodów na balonach gazowych.
A trzeba stwierdzić, że w zawodach uczestniczyli najwybitniejsi piloci balonowi świata.
Drugą stronę niniejszego karnetu stanowi jedna z przesyłek przewieziona z Augsburga do Dillingen w dniu 12.09.1976 roku w czasie trwania zawodów, jako 18 DKSB (Deutsche Kinderdorfsonderballonpost). Polskich przesyłek nie było.
Startowało 20 załóg. Polacy jak wspominałem byli i lecieli. Zajęli następujące miejsca:
- miejsce 8 balon „AGIP” ekipa „Polska 1” w składzie Ireneusz Cieślak i Franciszek Góralewicz;
- miejsce 13 balon „BARUM” (czechosłowacki), ekipa „Polska 2”. Skład: Hieronim Kosmowski;
Logo zawodów:
Wyniki zawodów:
Pan Stefan Makne, ówczesny Przewodniczący Komisji Balonowej Aeroklubu PRL, a którego przygody balonowe opisałem w poprzednich artykułach, w menu "Przygody Makne", tak opisuje powyższe zawody w "Skrzydlatej Polsce":
Nazwa zawodów I. MISTRZOSTWA ŚWIATA BALONÓW GAZOWYCH - nowa i brzmiąca nieco obco, wynika z konieczności odróżnienia klasycznych balonów wolnych napełnianych gazem nośnym od balonów na ogrzane powietrze (tzw. mongolfierów). Celem zawodów było (wg regulaminu):
a) wyłonienie mistrza świata balonów gazowych;
b) dalszy rozwój sportu balonów gazowych poprzez międzynarodowe porównanie osiągnięć pilotów i osiągów balonów;
c) umocnienie przyjaźni pomiędzy pilotami balonowymi wszystkich narodów.
Inicjatorem mistrzostw była Komisja Balonowa FAI, organizatorem - Aeroklub RFN.
W praktyce mistrzostwa zostały przygotowane i przeprowadzone przez Freiballonverein Augsburg - największy i najsilniejszy klub balonowy w RFN, założony w 1901 r.
Czytelnik zapyta zapewne, jak się to stało, że mistrzostwa zorganizowano dopiero w 1976 r, skoro sport balonowy jest najstarszym sportem lotniczym na świecie?
By to pokrótce wyjaśnić, musimy cofnąć się do historii. W okresie przedwojennym nie była jeszcze w sporcie rozpowszechniona forma rozgrywania najważniejszych zawodów pod nazwą mistrzostw świata. Ich odpowiednikiem były np. w sporcie samolotowym wielkie zawody, znane pod nazwą „Challenge”, natomiast w sporcie balonowym niemniej znane międzynarodowe zawody o nagrodę im. Jamesa Gordon-Bennetta, rozgrywane od 1906 r. Bez przesady można powiedzieć, że te I wielkie zawody były nieoficjalnymi mistrzostwami świata. Ich nazwa jest dobrze znana starszym czytelnikom. Polacy święcili bowiem wspaniałe triumfy w tych zawodach, zwyciężając kolejno: w 1933 r. w Chicago (Hynek - Burzyński); w 1934 r. w Warszawie (Hynek - Pomaski); w 1935 r. w Warszawie (Burzyński - Wysocki) - zdobywając dla Polski czwartą nagrodę na własność: w 1938 r. w Liege zwyciężyli ponownie Polacy - A.. Janusz i Fr. Janik. Przypomnienie to jest o tyle konieczne, że zgodnie z regulaminem tych zawodów, każde następne były rozgrywane w kraju ostatniego zwycięzcy. Kolejne miały się odbyć więc we wrześniu 1939 r. we Lwowie. Niestety, wybuch II wojny światowej przerwał rozgrywanie tej tradycyjnej, największej wówczas imprezy balonowej, jak się okazuje - chyba na zawsze.
Po wojnie nie było od razu w naszym zniszczonym kraju warunków do odbudowy sportu balonowego. Dopiero w 1956 r. zapada decyzja reaktywowania tej dyscypliny. W 1957 r. startuje pierwszy w Polsce Ludowej balon wolny „Syrena”, a w następnych latach „Poznań”, „Katowice”, „Warszawa” i „Polonez”. Od tego też czasu datują się podejmowane przez poprzedniego przewodniczącego Komisji Balonowej Aeroklubu PRL, inż. Zbigniewa Burzyńskiego, próby reaktywowania zawodów o nagrodę im. Gordon-Bennetta, gdyż formalnie obowiązek ten ciąży na nas. W odmiennych jednak, nowych warunkach nie udaje się doprowadzić do wznowienia tej wspaniałej, tradycyjnej imprezy, która przecież polegała na rozgrywaniu kilkudziesięciogodzinnych lotów na odległości 1500-2 000 km. - Dlatego też po II wojnie światowej, oprócz zawodów rozgrywanych tradycyjnie na odległość (lecz w mniejszej skali), coraz częściej dochodzi do głosu nowa konkurencja balonowa - przelot docelowy. Konkurencja ta zdominowała obecnie wszystkie poważniejsze imprezy balonowe. Tak też zostały pomyślane I Mistrzostwa Świata Balonów Gazowych.
REGULAMIN MISTRZOSTW
Dla lepszego zorientowania czytelników, zainteresowanych sportem balonowym, konieczne jest najogólniejsze wprowadzenie w zasady regulaminu. Postanawia on m.in., że:
a) zawody są międzynarodowe,
b) loty wykonywane są wg zasad VFR, wyłącznie z widocznością ziemi.
c) balony napełniane są czystym wodorem,
d) pojemność balonu nie może przekraczać 780 m3,
e) załogi są w zasadzie 2-osobowe, lecz dopuszcza się również uczestnictwo solo,
f) załogi są narodowe, tzn. muszą pochodzić z państw (aeroklubów narodowych), które je nominowały (zgodnie z kodeksem FAI),
g) zawody składają się z trzech konkurencji, wykonywanych jako przeloty do celu określonego wg mapy 1:50 000. Z innych ważniejszych postanowień regulaminu warto podać, że oprócz kierownictwa zawodów składającego się z przedstawicieli Aeroklubu RFN, powołano międzynarodowe, 3-osobowe jury oraz międzynarodową 4-osobową komisję sportową (której członkiem miał przyjemność być autor niniejszego).
Punktacja mistrzostw była bardzo prosta: pierwsze miejsce w konkurencji uzyskiwała załoga, lądująca najbliżej wyznaczonego celu; dalsze miejsca - odpowiednio wg uzyskanych odległości. W punktacji ogólnej sumowano miejsca uzyskane w trzech konkurencjach. Najmniejsza ich suma dawała zwycięstwo. Zwycięzcy zdobywali tytuł mistrza świata balonów gazowych i złotą plakietkę FAI. Drugie miejsce dawało tytuł wicemistrza świata i srebrną plakietkę, trzecie tylko brązową plakietkę FAI.
NASZ DYLEMAT
Otrzymując przeszło rok temu regulamin mistrzostw i zaproszenie do wzięcia udziału w nich stanęliśmy przed trudnym problemem. Dylemat nie polegał na tym czy uczestniczyć w mistrzostwach czy nie. Oczywiście uczestniczyć, ale jak? Nie posiadamy balonów o małej pojemności. Nasze mają pojemność po 2200 m3, z uwagi na napełnianie u nas gazem świetlnym lub koksowniczym. No i finanse...
Piloci nasi, chociaż latają mało, mogli sprostać zadaniu. A bogate tradycje polskiego sportu balonowego zobowiązują. Komisja Balonowa Aeroklubu PRL postawiła więc wniosek o udział naszych 2 załóg w mistrzostwach, co zostało przyjęte przez Zarząd Główny APRL i wprowadzone do planu imprez na 1976 r. Postanawiamy zbudować jeden balon o pojemności 780 m3, a drugi wypożyczyć. Budowę balonu chce sfinansować FSO na Żeraniu, za co balon ma nosić wielki kolorowy napis POLSKI FIAT. Na początku 1976 r. przyszła jednak hiobowa wiadomość: brak pokrycia finansowego w Aeroklubie PRL. Wyjazd na mistrzostwa nie może dojść do skutku. W naszym, nielicznym przecież aktywie balonowym zawrzało: „Musimy tam jechać, chociażby jako obserwatorzy, prywatnie... Taką imprezę musimy zobaczyć, żeby się czegoś nauczyć...” Zaproponowałem kolegom, by wszyscy wytypowani złożyli w WKKFiT indywidualne wnioski o przydział dewiz. Dzięki przychylności poznańskich władz, popierających zawsze sport balonowy, wnioski te zostały załatwione pozytywnie. W ten sposób kluczowy problem mieliśmy za sobą. Z przyjaciółmi z CSRS doszliśmy do porozumienia w sprawie wypożyczenia ich balonu OK-4000 o pojemności 525 m3, w zamian za nasz SP-BZG „Stomil” o pojemności 2 200 m3. Sprawa budowy balonu „POLSKI FIAT” nie może znaleźć finału: FSO zwleka z podpisaniem przygotowanej przez nas umowy, chociaż ciągle jest zainteresowana reklamą...
W międzyczasie nasi znajomi z Augsburga dają znać o sobie: Rudi Schmidt - spiritus movens wielu imprez balonowych i praktycznie kierownik mistrzostw, oferuje nam daleko idącą pomoc; dr Karlheinz Stenschke wypożycza nam swój balon D-AGIP o pojemności 630 m3. Pozostają już tylko sprawy zapłacenia regulaminowego wpisowego za napełnianie balonów i obsługę startową, transportu i ostatecznego zatwierdzenia wyjazdu naszej ekipy. Rozwiązuje je pomyślnie Zarząd Główny Aeroklubu PRL, popierający cały czas nasze starania. Po zatwierdzeniu udziału naszej reprezentacji w mistrzostwach przez Ministerstwo Komunikacji, ZG APRL opłaca wpisowe ze swych żelaznych zapasów i przydziela samochód „Nysa” do transportu balonu i ekipy.
Tak w największym skrócie przedstawiały się nasze kłopoty z wyjazdem do Augsburga. Spraw i problemów było zresztą dużo więcej. Jedno jest pewne: nie wystartowali byśmy w mistrzostwach, gdyby nie pomoc i przychylność naszych władz. W szczególności pragniemy podziękować wiceministrowi Komunikacji gen. dyw. pil. J. Raczkowskiemu, prezesowi Zarządu Głównego APRL, gen. bryg. nawig. Władysławowi Jagielle, sekretarzowi generalnemu, płk. dypl. pil. E. Gaworkowi, a także nieocenionemu Januszowi Krasickiemu z Biura ZG APRL, dyr. Szydłowskiemu z poznańskiego WKKFiT i wszystkim tym, którzy nam w jakikolwiek sposób pomogli.
OSTATNIE PRZYGOTOWANIA I AUGSBURG
Ostatnie przygotowania i trening przed mistrzostwami nie przebiegają pomyślnie. Na obozie szkoleniowo-treningowym w Taborze (CSRS), z przyczyn od nas niezależnych nie możemy wykonać ani jednego lotu. Próbujemy wobec tego w Poznaniu. Nic z tego nie wychodzi z powodu niekorzystnych kierunków wiatru - jak na złość wieje tylko ze wschodu, czasem z południa czy północy, lecz wiatrów zachodnich ani na lekarstwo. Tymczasem poznański rejon lotów rozciąga się wyłącznie w kierunku wschodnim. Pomimo to jesteśmy dobrej myśli. Nasi piloci latali ostatnia wyłącznie zawodniczo i dysponują niezbędnym, choć niewielkim doświadczeniem. Do Augsburga wyjeżdża ekipa w składzie: Władysław Rewakowicz - kierownik, Józef Zych - nawigator, IRENEUSZ CIEŚLAK - pilot i kierowca, FRANCISZEK GÓRALEWICZ - copilot (obaj startujący na balonie D-AGIP o pojemności 630 m3 jako POLSKA I) oraz HIERONIM KOSMOWSKI - pilot startujący na balonie „Barum” o poj. 525 m3 jako POLSKA II.
Jeszcze ostatnie kłopoty z samochodem i przyczepą, ubezpieczeniem sprzętu i załóg, odprawą celną balonu i wyjazd do Pragi, gdzie zostawiamy „Stomil”, a zabieramy „Barum”. Wreszcie 10 września ekipa dociera do celu.
Stary Augsburg położony nad rzeką Lech (!) wita nas piękną, zabytkową architekturą. Miasto założone przez cesarza rzymskiego Augusta, liczy obecnie 260 000 mieszkańców i jest trzecim co do wielkości w Bawarii. Nie ma jednak czasu na podziwianie Augusta Vindelicorum (stara, rzymska nazwa miasta), gdyż trzeba spiesznie dostarczyć balon na miejsce startu - Via Claudia koło Gersthofen, miasteczka położonego 6 km na północ od Augsburga. Natomiast o godz. 17.00 - przyjęcie wydane przez bawarski Rząd Krajowy, połączone z otwarciem mistrzostw. Uroczystość odbywa się w pięknym pałacu Fronhof - siedzibie lokalnego rządu Szwabii. Powitanie przybyłych uczestników, zaproszonych gości i kierownictwa mistrzostw. Szczególnie serdecznie witana jest ekipa polska, która jest jedynym przedstawicielem krajów socjalistycznych.
Organizator nie daje nam odetchnąć, gdyż już o godz. 20.00 rozpoczyna się pierwszy briefing - odprawa zawodników. Pogoda jest niepewna. Wątpimy czy dojdzie do startu w dniu następnym. Kierownik mistrzostw, Rudi Schmidt, nie pozostawia jednak zawodnikom żadnych złudzeń: od razu ogłasza rozegranie I konkurencji. w dniu 11 września i odprawę przedstartową zawodników na godz. 6.00 rano. Zawodnicy otrzymują szczegółowe przepisy rozegrania zawodów (jako aneks do regulaminu) i mapy. Następuje długie i wyczerpujące omówienie szeregu ograniczeń, nakazów i zakazów, łączności radiowej, pomiarów miejsc lądowania itp. Z kolei przedstawiono sytuację meteorologiczną, która była niewesoła, dawała jednak szanse rozegrania pierwszej konkurencji w wycinku lepszej pogody, w godzinach rannych następnego dnia.
Trzeba tutaj od razu dodać, że całe mistrzostwa były rozgrywane w okresie zmiennej kapryśnej i bardzo niepewnej pogody oraz pod znakiem NATO. Wielkie manewry NATO, które przeprowadzano akurat w tym samym okresie i w tym rejonie, były powodem nadmiernych uciążliwych ograniczeń i nie pozwoliły organizatorowi na rozegranie dłuższych, planowanych przelotów.
I KONKURENCJA I PROTESTY
W dniu 1 września zrywamy się wcześnie rano - o 5.00, by zdążyć na miejsce startu - Via Claudia. Zastajemy tam wszystkie balony już napełnione. Ostatecznie na starcie staje 20 balonów reprezentujących 13 państw: Australię, Austrię (2 załogi), Belgię, Francję (2 załogi), Holandię, Japonię, Kanadę, RFN (2 załogi), Polskę (2 załogi), USA (2 załogi), Szwajcarię (2 załogi), Włochy i Wielką Brytanię (2 załogi).
Faworytami były załogi RFN i Szwajcarii. Poważnie liczono się z załogami holenderską i amerykańskimi. Składały się one z bardzo doświadczonych pilotów, mających na swym koncie 200; 300, a nawet 500 lotów. Nasi piloci zaliczyli natomiast: H. Kosmowski - 28 lotów, I. Cieślak - 17 lotów, i Fr. Góralewicz - 11 lotów. Przystępowali jednak do zawodów bez kompleksu niższości.
Jako cel pierwszego przelotu podano mały most na drodze III klasy pomiędzy Mittelstetten i Neuhof, w odległości 30 550 m w kierunku północnym od miejsca startu. Odległość niewielka z uwagi na ograniczenie rejonu północnego przez wspomniane już manewry NATO. Maksymalna wysokość lotu - 6500 stóp std. Balony ubezpieczają 2 śmigłowce. Ponownie przypomina się dalsze ograniczenia - strefy zakazane itp. Jeszcze przygotowanie barografów i załogi spieszą do balonów.
Pierwszy startuje D-AGIP z polską załogą Cieślak - Góralewicz. Balony polskich pilotów miały stałe (jak wszystkie) miejsca na polu startowym, położone w dwóch przeciwległych narożnikach. Jak się okazało, miało to niekorzystne znaczenie dla przebiegu dwóch pierwszych konkurencji. Pierwszy startujący balon stanowi bardzo dogodną sondę dla konkurentów. Następne balony poprawiają swoje poziomy lotu, obserwując pilnie ruchy AGIP'a.
Już w chwili startu widać wyraźnie, że zadanie jest nie wykonalne w sensie osiągnięcia bezpośredniego sąsiedztwa celu. Wiatr w najlepszym poziomie wieje w kierunku 340o i obraca się coraz bardziej na zachód. Nasza załoga robi co może, w końcówce markując lądowanie ,,sadza” jeszcze 2 konkurentów i ostatecznie zatrzymuje się na trawersie celu w odległości 16,8 km od niego, zajmując 7 miejsce w konkurencji. Kosmowski na „Barumie” startuje ostatni i leci w najgorszych warunkach. Pomimo wysiłków, niewiele może zdziałać przy coraz bardziej skręcającym wietrze i ląduje w odległości 19,1 km od celu, co daje mu zaledwie 18 miejsce. W pierwszej konkurencji zwycięża pilot australijski Vizzard. Jest to duże zaskoczenie.
Na wieczornej odprawie zawodników stanowcze protesty składają Szwajcarzy i inni przeciwko temu, że w czterech balonach z pilotami: australijskim, japońskim, włoskim i kanadyjskim lecieli piloci RFN, co miało bez wątpienia wpływ na wyniki I konkurencji. Tym bardziej, że ci ostatni byli pilotami raczej wytrawnymi. Kierownictwo mistrzostw i przewodniczący jury wyjaśniają, że stanęli wobec alternatywy nie dopuszczenia do mistrzostw reprezentantów wymienionych krajów, gdyż nie posiadają oni licencji pilota balonowego. Po prostu w ich krajach macierzystych takich licencji nie wydaje się w ogóle. Wobec tego zdecydowano się na dodanie do tych balonów licencjonowanych pilotów RFN, gdyż miejscowe przepisy nie dopuszczają możliwości samodzielnych startów pilotów bez licencji. - Piloci RFN nie są w tej sytuacji zawodnikami, swoją obecnością w koszu umożliwiają jedynie start wymienionym reprezentantom w sensie przepisów prawa lotniczego. Równocześnie zaapelowano, by sprawę potraktować sportowo i wycofać protesty. Po dyskusji, protestujący rzeczywiście odstąpili od uzasadnionych pretensji, rozstrzygając sprawę w duchu czysto sportowym.
II KOKURENCJA: SZCZĘSCIE BYŁO BLISKO
W dniu 12 września pogoda jest w dalszym ciągu chimeryczna. Historia lubi się powtarzać - znów w chwili startu wiadomo, już, że cel jest nieosiągalny. Jest nim odgałęzienie drogi krajowej B-2 w kierunku Baumenheim, w odległości 27,87 km od startu. W dalszym ciągu obowiązują ograniczenia, nie wolno przekroczyć Dunaju, maksymalna wysokość 6 500 stóp std. Po pierwszym dniu zawodów już nas to nie dziwi - rzeczywiście w powietrzu roiło się od "Stadighter'ów", Fiatów G-91 i innych maszyn. Wiatr ponownie ma odchyłkę od kierunku celu w lewo o 30-40°, lecz przynajmniej nie obraca się.
AGIP startuje znów pierwszy - niekorzystnie dla siebie, korzystnie jednak dla konkurentów. Cieślak i Góralewicz walczą zacięcie o jak najlepszą pozycję w powietrzu i dobre lądowanie. Zatrzymują się w odległości 20,3 km od celu, - idealnie na jego trawersie, co daje im 5 miejsce w konkurencji. Kosmowski startuje jako jeden z ostatnich, z mocną wolą poprawienia swojej lokaty. „Barum” zaraz po starcie idzie ostro w górę, na dużej wysokości łapie korzystniejszy prąd powietrza i... zwycięża! Ląduje w odległości 10,6 km od celu, podczas gdy następny konkurent ma już 15,8 km. Radość w naszej ekipie jest ogromna. Niestety, radość tę gasi później sprawdzenie barografów. Okazuje się, że Kosmowski ma na barografie nieznaczne przekroczenie wysokości. Pilot broni się - wg wysokościomierza na pewno wysokości nie przekroczył. Rzeczywiście jest pewna rozbieżność pomiędzy przyrządami. Sprawa pozostaje otwarta – do roztrzygnięcia przez Komisję sportową. W konkurencji tej załoga Austrii I miała dziesiątą odległość dnia, lecz lądowała za Dunajem. Została za to od razu przesunięta na miejsce dwudzieste w klasyfikacji drugiego przelotu.
Na zdjęciach: Wypożyczony w CSRS balon OK~4000 „Barum”. na którym w mistrzostwach świata startował nasz reprezentant Hieronim Kosmowski oraz kołyszące się na wietrze balony na Via Claudia.
Następnego dnia zła pogoda uniemożliwiła rozegranie III konkurencji. Zawodnicy zwiedzali miasto i wytwórnię balonów, gdzie byli podejmowani kolacją na wolnym powietrzu, z folklorem bawarskim, muzyką ludową i specjałami tamtejszej kuchni oraz olbrzymimi kuflami piwa. Dużo zajęcia miała Komisja sportowa, która sprawdzała wszystkie harmonogramy i obliczenia wyników. Rozpatrzono też casus Kosmowskiego. Komisja nie dopatrzyła się wielkiej winy pilota. Ponieważ jednak duża wysokość lotu miała wpływ na lepszy wynik, cofnęła go w klasyfikacji dnia o trzy miejsca. Decyzję tę zatwierdza jury.
Ogłoszono wyniki po II konkurencjach. Według nich pierwsza piątka przedstawiała się następująco: l. Szwajcaria II, 2. RFN II, 3. Szwajcaria I, 4. Polska I, 5. RFN I.
Pomimo pogarszającej się pogody - zwiększającego się ciągłego opadu deszczu - kierownik mistrzostw ogłasza III konkurencję na wczesne godziny ranne następnego dnia. Nikt nie wierzył w powodzenie tej decyzji. Okazała się ona jednak słuszna, gdyż późniejszy okres złej pogody uniemożliwiłby zaliczenie ostatniej konkurencji.
Tymczasem najlepszy wynik Kosmowskiego i bardzo dobra czwarta pozycja naszej załogi I budziły pewną sensację. Zaczęto nam się uważniej przyglądać. Apetyty zawodników wzrosły, zresztą w całej ekipie.
III KONKURENCJA: ROZWIANE NADZIEJE
W strumieniach ulewnego deszczu w nocy z.13 na .14 września obsługa startowa ofiarnie napełniała balony gazem. Rankiem lało w dalszym ciągu, w związku z czym przesunięto odprawę zawodników na godzinę 9.00; Komunikat meteo był jednak optymistyczny.
I rzeczywiście - o godz. 11.00 deszcz zaczął zanikać, ok. 12.00 wyjrzało słońce. Start zarządzono na .12.30. Celem lotu było skrzyżowanie dróg koło Hohenwarth z odgałęzieniem w kierunku Engelmannszell, położone 43,29 km od miejsca startu na kursie 60°. Wiatr zgadza się z komunikatem, robi się piękna pogoda. Tym razem Kosmowski startuje pierwszy. Leci jak „po sznurku” - idealnie wg trasy. Następne balony zbierają się dziwnie w dwóch grupach: po lewej i po prawej stronie trasy. Przeżywamy moment poważnego zwątpienia przy starcie AGIPA - nasza załoga ma duże trudności z otwarciem rękawa powłoki. Asekuruje się wypuszczaniem gazu przez klapę nawigacyjną, by zatrzymać wznoszenie i nadmierne zwiększenie ciśnienia gazu w powłoce. W końcu piloci meldują przez radio, że sytuację opanowali i rękaw otworzyli. Gdyby to się im nie udało, musieliby natychmiast lądować. Słabą pociechą, w tej sytuacji byłby fakt, że z tej samej przyczyny zrobiła to załoga USA II Contos i Fairbanks. Ten ostatni dosłownie płakał pod tym nieudanym starcie. Ja tymczasem pędzę z komisją pomiarową do wyznaczonego celu. Po drodze zatrzymujemy się na miejscu lądowania „La Coquette” - balonu USA I, który zakończył lot daleko od celu. Przy okazji dowiaduję się, że „Kokietka” została zbudowana w 1928 r.! Jak na balon rekord długowieczności. 48 lat, to absolutna staruszka, lecz jeszcze rześka. Podziwiam również pracę grupy pomiarowej, ustalającej miejsce lądowania balonu przy pomocy teodolitu; z dokładnością do 1 m.
Do wyznaczonego miejsca przyjeżdżamy, by przekonać się, że balon D-Trevira. z załogą Reisch-Märkl (mistrzowie RFN) wylądował 30 m od celu. Piloci „tłumaczą się”, że nie mogli siadać na samym skrzyżowaniu, bo przeszkadzały im druty! Następna załoga w odległości 289 m. Znakomita większość lądowała w bliskim sąsiedztwie celu. Od wcześniej przybyłych członków komisji dowiaduję się o załogach polskich. Niestety - wiadomości są niepomyślne.
20 balonów z 3 państw walczyło w Augsburgu o tytuł mistrza świata. Na zdjęciu: Balony po starcie do kolejnej konkurencji.
„Barum”, tzn. Kosmowski, przeleciał nad celem i... nie „wylądował”. Jak się później okazało, w czeskim balonie lina klapy - konopna - tak dokładnie skręciła się z liną rozrywacza, wskutek całkowitego zmoczenia deszczem, że uniemożliwiło to normalne działanie obydwu urządzeń. Kosmowski ląduje z perypetiami 9,5 km za celem, co dało mu dopiero 17 miejsce w III konkurencji i 13 w klasyfikacji ogólnej. (Trzeba wyjaśnić, że w naszych balonach stosujemy do wymienionych tu urządzeń liny i taśmy bawełniane, co wyklucza takie działanie wilgoci).
Niewiele lepiej powiodło się naszej I załodze. Cieślak i Góralewicz dobrze zmierzali do celu, lecz w końcówce zabrakło im balastu. Niemożność przelecenia jeszcze 800 m kosztuje ich cztery miejsca w klasyfikacji dnia i trzy miejsca w klasyfikacji ogólnej. Strata gazu przy starcie, mniejsza pojemność balonu i może w pewnym stopniu brak większego doświadczenia uniemożliwiają im lądowanie bliżej celu. Kończą lot w odległości 3 068 m. od niego, co daje im dopiero trzynasty wynik dnia i 8 miejsce w klasyfikacji ogólnej.
OCENY, POCHWALA ORGANIZATORA
Zgodnie z przewidywaniami - w mistrzostwach zwyciężyli faworyci. Niespodzianek nie było. Miejsca 1 i 4 - Szwajcaria, 2 i 3 - RFN. Zgodnie z tradycją, następne mistrzostwa powinny się odbyć za 2 lata w Szwajcarii.
Zakończenie mistrzostw odbywa się na okazałym Balu Narodów w Hotelu; „Drei Mohren". Zwycięzcy otrzymują plakietki FAI, a wszyscy zawodnicy znaczki pamiątkowe Potem zabawa. Wymieniamy jeszcze ostatnie znaczki, autografy, życzymy sobie nawzajem rychłego spotkania.
Jak należy ocenić występ polskiej ekipy w imprezie najwyższej rangi? Sukc
esu końcowego nie było, lecz trudno również powiedzieć, że wróciliśmy na tarczy. Zawodnicy nasi nawiązali równorzędną walkę z najlepszymi i pozostawili po sobie dobre wrażenie. Na własnym sprzęcie można by było pokusić się o lepsze wyniki. Ważne jest również to, że polska ekipa swoim startem przypomniała piękne sukcesy naszych pilotów w zawodach Gordon-Bennetta. Podkreślano to wielokrotnie w rozmowach z nami. Miło mi było wysłuchać m. in. opinii dr. Waltera Lochera - znanego pilota balonowego starszego pokolenia - że najlepszym dotychczas pilotem jest nasz nieodżałowany inż. Zbigniew Burzyński. Dr Locher udowodnił to ponad wszelką wątpliwość (statystycznie) i opublikował. Inne korzyści, ta zdobycie dalszego doświadczenia, odnowienie kontaktów międzynarodowych, nawiązanie wielu nowych.
Na zakończenie należy podkreślić olbrzymi nakład pracy miejscowego kierownictwa mistrzostw, rekrutującego się z Freiballonverein Augsburg. Na szczególne uznanie zasługuje praca grupy pomiarów w terenie, kierowanej przez inż. Karla Lemmera. Nam wypada podziękować wszystkim, którzy nam pomagali w Augsburgu. A trzeba przyznać, że przyjmowani byliśmy bardzo gościnnie, Szczególnie serdecznie chciałbym podziękować za okazaną pomoc Rudiemu Schmidtowi - kierownikowi mistrzostw i dr. Karlheinzawi Stensche za wypożyczenie balonu i stałą opiekę nad naszą ekipą. Miarą wysiłku organizatora, kierownictwa i służb technicznych może być fakt, że w przeciągu zaledwie 4 dni przeprowadzono bezawaryjnie 60 startów balonów w trudnych warunkach meteorologicznych. I jeszcze kilka liczb: do napełnienia balonów zużyto ca 50 000 m3 wodoru, 39 ton piasku do obciążenia przed startami, 10 ton piasku zabrano do lotów jako balast nawigacyjny.
Należałoby życzyć sobie, abyśmy w przyszłości - ale niezbyt odległej - mogli u nas w Polsce rozegrać równie pomyślnie balonowe mistrzostwa świata.
Pierwsi mistrzowie świata balonów wolnych napełnionych gazem – Szwajcarzy Peter Peterka (w okularach) i Jean Paul Küenzi.